Limonow by Limonov by Лимонов
Uwielbiam blurby. Zawdzięczam im poczucie obcowania z Wielką Literaturą. Tym razem za jedyne 39,90 zł trafiła do moich rąk wielka opowieść, która dowodzi, że ryzyko się opłaca, nawet w literaturze («Le Figaro») i na dodatek jest to książka zdumiewająca, nie do zdefiniowania. I bulwersująca («Le Monde»).
Wierzę, oczywiście, bo w coś wierzyć trzeba, w istnienie «Le Figaro» i w istnienie «Le Monde» i nawet wierzę w to, że ktoś może wydalić z siebie parę takich zupełnie bezsensownych, pretendujących do miana błyskotliwych, zdań-wydmuszek. Domyślam się — Empatia to moje drugie imię — że pisanie dla jednego «Le» i drugiego «Le», i jeszcze jakiegoś «Der», «Die», «Das» czy «The», i każdego innego dziennika jest zajęciem stresującym, naznaczonym piętnem Zeitnotu. Taki ktoś (dla potrzeb tego tekstu nazwijmy go umownie krytykiem literackim) ma albo bardzo dużo czasu na przeczytanie niemal pięciusetstronicowej powieści, albo bardzo mało na jej zrecenzowanie. Wybór jest oczywisty i powinniśmy go uszanować. W ostateczności zawsze można się podeprzeć bon motem Bronisława Maja: Nie jestem na tyle małostkowy, by czytać książki, które recenzuję.
Po egzegezie lefigarowych i lemondowych okładkowych mądrości, po tym, gdy na początku września 2012 roku «Gazeta Wyborcza» umieściła tę książkę na siódmym miejscu wśród 20 literackich premier, na które warto czekać, zrozumiałem, że w końcu ktoś musi przeczytać nagrodzony prestiżową Prix Renaudot, wydany we Francji podobno w nakładzie stupięćdziesięciotysięcznym, tekst Emmanuela Carrère’a Limonow. Powieść[1] i że to będę ja. Trudno. Karma. Czyli Sud’ba.
Przeczytałem i teraz wiem, że niepowieść Powieść ma dwóch głównych bohaterów, mężczyzn, którzy już dawno przekroczyli smugę cienia. Good boy Francuz (ur. 1957) — o którym z kręgów zbliżonych do Wikipedii możemy dowiedzieć się, że jest twórcą o wielu talentach: romancier, essayiste, scénariste, réalisateur, écrivain — zna dobrze Rosję, tę wczorajszą i tę dzisiejszą, ale to oczywiste — bywał tam (jednak bez zanurzenia się w niej na miarę Jacka Hugo-Badera czy Mariusza Wilka), a poza tym pochodzi z bardzo porządnej rodziny i prawdę o kraju, który wydał Dostojewskiego i Lenina, wyssał z mlekiem matki-sowietolożki (Hélène Carrère d’Encausse, z domu Zurabiszwili). Dzięki temu — jako jeden z dwojga Francuzów (nie zapominajmy o Marinie Vlady) — zna definicję zapoju i „parę sztuczek” chroniących przed upiciem się ([…] matka przejęła ten patent od starego popa z Syberii), wie też dużo o tatuażach «rosyjskich bandytów» i o «obozach pracy» (na przykład te […] na wschodnich rubieżach Syberii słyną z tego, że są najcięższe ze wszystkich […]). Bad Boy Rosjanin (ur. 1943) — pisatiel, poet, publicyst, politiczeskij diejatiel — od lat znany wyłącznie pod pseudonimem, ma gęstą biografię wykradzioną z powieści pikarejskiej, wie wszystko o kapitalistycznym Paryżu i jeszcze więcej o znienawidzonym imperialistycznym Nowym Jorku, po ojcu odziedziczył wojskowy pas (Wieniamin Sawienko był oficerem NKWD) i miłość do radziecko-imperialnej ojczyzny jako hipostazy dobra i sprawiedliwości społecznej (oraz wszelkiej innej).
Relacje między nimi nie są przesadnie skomplikowane: rosyjski demon Eduard zafascynował, zahipnotyzował i wreszcie uwiódł francuskiego anioła o imieniu Bóg z nami (a więc Emmanuela). (…) Limonow — pisze Carrère w Prologu do swojej niepowieści Powieść — był rzezimieszkiem na Ukrainie, idolem sowieckiego undergroundu, kloszardem, a potem służącym miliardera na Manhattanie, modnym pisarzem w Paryżu oraz żołnierzem zagubionym gdzieś na Bałkanach. A teraz, w tym kolosalnym postkomunistycznym burdelu, jest starym, charyzmatycznym wodzem partii młodych desperados. On sam postrzega siebie jako herosa, choć można go uznać za skurwiela i na tym na razie zakończę swój osąd. Po napisaniu tego ostatniego zdania poszedł na pewno umyć swoje nieczyste ręce, które wystukały na klawiaturze fils de putain (może) i wypłukać swoje zbrukane wulgaryzmami usta, które wypowiedziały salaud (może) albo salopard (może), a po powrocie z łazienki zdobył się na bolesne wyznanie: Gdy Limonow przyjechał do Paryża (1980 –T.K.), ja akurat wróciłem do stolicy po dwóch latach spędzonych w Indonezji (odbywał tam zastępczą służbę wojskową we Francuskim Centrum Kulturalnym — T.K.). Można powiedzieć, że przed tym doświadczeniem nie wiodłem zbyt awanturniczego życia. Byłem grzecznym dzieckiem, a później przeuczonym nastolatkiem. (…). W wieku szesnastu lat miałem krąg przyjaciół, zafascynowanych tak jak ja muzyką klasyczną. Godzinami porównywaliśmy różne wersje kwintetu Mozarta czy opery Wagnera…
Czterdzieści lat później Carrère postanowił złożyć hołd «idolowi sowieckiego undergroundu» i dla niego został stalkerem (ale wirtualnym) i kopistą w jednym. Na początek założył (być może słusznie), że najlepszym źródłem wiedzy o Limonowie jest Eduard Limonow; po drugie, uznał, że pisarstwo wczorajszego kloszarda ma charakter autobiograficzny; a po trzecie, z zawstydzającym entuzjazmem (rozumiem: tego wymagała wybrana strategia pisarska) wydobył z literaturoznawczej rzeki zapomnienia poglądy oparte na naiwnej wierze w to, iż każda powieść autobiograficzna zawiera prawdę, całą prawdę i tylko prawdę o autorze. Tak zrodził się pomysł na książkę, która nie jest ani powieścią, ani tym bardziej biografią, gdzie narracja została rozpisana na dwa głosy męskie (hardcorowy Ediczki Limonowa i popowy Ediczki Carrère’a) i «(…) przeistacza się — jakby napisał (a może już napisał?) Włodzimierz Bolecki w Posłowiu do Ferdydurke — w metanarrację, a powieść — w metapowieść». Tak powstał bryk dla zaganianych limonofilów.
[1] E. Carrère, Limonow. Powieść, przeł. M. Kamińska-Maurugeon, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012. Pomysł Carrère’a, aby swoją niepowieść zatytułować Limonow. Powieść wpisuje się w dobrze już znany — chociażby na gruncie rosyjskim — rytuał metafizycznej gry genologicznej prowadzonej przez autora/nadawcę z czytelnikiem/odbiorcą (powieść Nikołaja Gogola Martwe dusze. Poemat, powieść Wieniedikta Jerofiejewa — Moskwa-Pietuszki. Poemat). Szkoda, że autora Limonowa. Powieści nie zainspirował Dar (1953) Vladimira Nabokova.
«Odra», #1, styczeń 2013