»LIMONOW«


von
Emmanuel Carrère



Die unautorisierte Webseite zum Buch.
Von den Machern von Limonow.de

zurück

Emmanuel Carrere ― dlaczego Francuz z zacnej rodziny napisał książkę o włóczędze i faszyście?

Wiedziałem, że temat jest śliski, a postać Limonowa dwuznaczna, ale to go czyniło jeszcze ciekawszym. z Emmanuelem Carrere'em, autorem "Limonowa" rozmawia Ludwika Włodek.

― Dlaczego akurat pan, Francuz z zacnej, mieszczańskiej rodziny, napisał książkę o Eduardzie Limonowie, włóczędze, łajdaku i faszyście? To wynik fascynacji, jaką grzeczni chłopcy odczuwają wobec łobuzów czy raczej francuskiej słabości do szerokiej rosyjskiej duszy?

― Kiedy we Francji wyszła moja książka, kilku kumpli Limonowa z jego paryskich czasów było oburzonych. Uważali, że to oni powinni napisać jego biografię. «Dlaczego Carrere ― pytali ― przecież on go ledwo znał, co on o nim wie?». Myślę jednak, że to, że nie byłem nigdy specjalnie blisko z Limonowem, jest raczej zaletą niż wadą mojej książki.

Limonow mieszkał we Francji w latach 80. Przyjechał tu po wielu latach w Stanach, gdzie wiódł szalone życie emigranta. Był redaktorem w rosyjskiej gazecie, potem bezdomnym, a wreszcie służącym amerykańskiego milionera. W Paryżu nie był może sławny, ale bardzo popularny. Nawet nie literacko, tylko po prostu towarzysko. Jego autobiograficzne prowokatorskie książki, z «To ja, Ediczka» na czele, nie stawały się może bestsellerami, ale w pewnych wąskich kręgach rozchodziły się błyskawicznie. Uwielbiali go młodzi ludzie, punkująca, frywolna bohema, modna i światowa, ale trochę na marginesie głównego nurtu. Limonow chodził z nimi na imprezy, pił wódkę i opowiadał, że Sołżenicyn jest debilem, a Stalin był wspaniały. To wydawało się wszystkim bardzo zabawne.

― Pana książka napisana jest z sympatią. Nie bał się pan, że zostanie oskarżony o apologizowanie faszysty? Teraz pana bohater jest zagorzałym przeciwnikiem Putina i orędownikiem wolnych wyborów w Rosji. Ale to przecież nie kto inny, lecz Limonow strzelał do okupowanego Sarajewa i urządzał w Rosji marsze z pochodniami, których uczestnicy skandowali: «Stalin, Beria, Gułag!».

― Wiedziałem, że temat jest śliski, a postać Limonowa dwuznaczna, ale to go czyniło jeszcze ciekawszym. W książce ustawiłem się jako jego przeciwnik. Nie ukrywam, że nie zgadzam się z jego wyborami. Ale to nie wyklucza wzajemnego szacunku. Sam Limonow przyznał, że dobrze, że jego historię opowiedział ktoś kompletnie inny niż on. Powiedział mi, że jesteśmy ulepieni z innej gliny. Miał rację. Nie chodzi tylko o nasze poglądy polityczne. Właściwie wszystko nas różni, także życiowo. W książ-ce, specjalnie, dla kontrastu, przedstawiłem się jeszcze bardziej jako burżuja, grzecznego i ostrożnego socjaldemokratę.

― A nie jest pan taki?

― W porównaniu z Limonowem, tak, oczywiście taki jestem! To tak jak w powieściach o Sherlocku Holmesie doktor Watson jest cichy, spokojny, trochę konformistyczny po to, żeby sam Holmes mógł się wydawać jeszcze bardziej rzutki i błyskotliwy.

― Widział się pan z Limonowem po opublikowaniu książki?

― Tak, ostatni raz wiosną tego roku. Byłem w Rosji robić reportaż o wyborach. Już wcześniej Limonow powiedział mi, że nie będzie komentować książki ― ani prywatnie, ani publicznie. Ma rację, bo co niby mógłby powiedzieć? Że jakieś fakty się nie zgadzają? Na pewno tak jest. W jego życiorysie są luki. Niektórych rzeczy mogłem się tylko domyślać. A mówić, że nie zgadza się z moimi opiniami o nim? Z pewnością się nie zgadza, ale co z tego? Przyznaje jednak, że cieszy się, że ta książka powstała.

― Nie dziwię się. Musiał być mile podłechtany, że znany francuski pisarz poświęcił mu kilkaset stron, które stały się bestsellerem. W samej Francji pana książka została sprzedana w 150 tys. egzemplarzy.

― Tak, oczywiście. Na swojej stronie internetowej zamieszcza wszystkie recenzje mojej książki. Ale nasze stosunki nadal nie są serdeczne. Nie pijemy razem wódki. Kiedyś powiedział coś zabawnego w wywiadzie. Że ja piszę o nim, w ostatniej scenie książki, że on jest taki zimny, z rezerwą. A to Carrere jest zimny i z rezerwą!

Może to i dobrze, brak zażyłości między nami ułatwił mi napisanie tej książki.

― «Limonow» to już druga pana książka o Rosji. Pierwszą była, wydana także w Polsce kilka lat temu, «Powieść rosyjska». Nie miał pan wątpliwości, czy zajmować się tym tematem? W końcu pana matka, Hélene Carrere d'Encausse, jest jedną z najbardziej znanych specjalistek od Rosji na świecie, a we Francji już na pewno.

― Przez wiele lat z premedytacją się Rosją nie interesowałem. Założyłem, że świat jest wystarczająco duży, żebym nie musiał akurat tam jeździć i o tym pisać. Kiedy w 2000 roku zaproponowano mi zrobienie reportażu, który stał się kanwą dla «Powieści rosyjskiej», nie tyle Rosja mnie zainteresowała, ile sam temat: historia Węgra, byłego jeńca wojennego cierpiącego na amnezję, którego odnaleziono po latach na rosyjskiej prowincji. Pojechałem i nagle odkryłem, że ta Rosja gdzieś we mnie tkwi, zaciekawiła mnie. W rezultacie zostałem może nie tyle specjalistą od Rosji, nim się w żadnej mierze nie czuję, ile człowiekiem piszącym o Rosji.

― Rozmawia pan o Rosji z matką?

― Nie, nigdy. W przypadku «Powieści rosyjskiej» to w ogóle nie wchodziło w grę. To była książka bardzo osobista i od początku wiedziałem, że nie spodoba się mojej matce. «Limonow» to co innego. Tu właściwie wchodzę na jej teren. Nie konsultowałem z matką tego, co piszę, ale w wielu miejscach książki odwołuję się do jej opinii. Bardzo mnie bawiło, kiedy odkrywałem, że diagnozy Limonowa i mojej matki są podobne. A przecież trudno o większe skrajności niż tych dwoje. Nikt nie jest bardziej człowiekiem establishmentu niż ona: sekretarz dożywotni Académie Française, była europosłanka, profesor akademicki. I nikt nie jest bardziej poza systemem niż Limonow.

»Limonow» to taki trochę hołd dla mojej matki. Ta książka ją udobruchała i ostatecznie nas pogodziła. Znów jestem dobrym synem.

― Złym synem został pan po napisaniu «Powieści rosyjskiej». To książka, w której opisuje pan historię rodzinną pana matki.

― To właśnie niezbyt jej się podobało!

― A na poważnie?

― Moja matka, choć teraz jest osobą szanowaną, zasłużoną i bogatą, doświadczyła skrajnego ubóstwa. Zdarzało jej się głodować. Była córką emigrantów o rosyjsko-gruzińsko-niemieckich korzeniach. Całe dzieciństwo przeżyła jako biednie ubrana, zahukana dziewczynka o trudnym do wymówienia nazwisku. Jej ojciec, choć skończył studia w Berlinie, a w rodzinnej Gruzji należał do elity intelektualnej, we Francji był pariasem. Wykonywał jakieś poślednie prace, które nigdy nie odpowiadały ani jego wykształceniu, ani jego ambicjom. W czasie wojny wyjechał z rodziną do Bordeaux i zatrudnił się jako tłumacz w pracującym dla Niemców warsztacie samochodowym. Wreszcie ktoś docenił jego kwalifikacje, zaczęto mu proponować także inne zlecenia, jak się później okazało ― dla nazistowskich służb handlowych. Już po wyzwoleniu, jesienią 1944 roku, został porwany i ślad po nim zaginął. Najprawdopodobniej jeden z sąsiadów zidentyfikował go jako kolaboranta.

Moja matka przez cały czas żyła w strachu, że ktoś dowie się prawdy o jej ojcu. Tak jakby miecz Damoklesa wisiał nad nią. I nagle okazało się, że jej własny syn postanowił ten miecz odciąć. Była przekonana, że jak opiszę całą historię, stanie się katastrofa. «Ludzie przestaną się do mnie odzywać, podawać mi rękę ― mówiła mi. ― Być może będę musiała wyjechać z Francji».

― W «Powieści rosyjskiej» opisuje pan nie tylko losy dziadka, ale także swój własny nieszczęśliwy związek, rozterki zawodowe i erotyczne.

― Tak, to najbardziej osobista, intymna książka, jaką kiedykolwiek napisałem. To są dwa lata z mojego życia. Nic tam nie wymyśliłem.

― Nie bał się pan opublikować takiej osobistej książki? Nie przeszkadzało panu, że zupełnie obcy ludzie się dowiedzą, jak kochał się pan ze swoją dziewczyną albo o czym pan myśli, gdy się onanizuje?

― Oczywiście, że się bałem. Ale nie ze względu na obcych ludzi. Tym się akurat nie przejmuję. Kiedy coś wydaję, to przecież po to, żeby ludzie to czytali. Jak piszę o sobie, to jest to moja własna sprawa. Ale wtedy chodziło także o moją matkę i moją byłą dziewczynę. Opisałem kawał ich intymności. Mogły być przez tę książkę bardzo zranione. Ryzyko było ogromne, ale postanowiłem zaryzykować.

― Po co?

― Mam nadzieję już nigdy więcej nie napisać takiej książki. Zrobiłem to w momencie, gdy wydawało mi się to absolutnie konieczne. Wtedy to była dla mnie kwestia być albo nie być. Fatalnie się czułem. Po kilkunastu latach rozstałem się z żoną. Ostatnie lata tego związku to była jakaś koszmarna szarpanina. Upijaliśmy się do nieprzytomności, wyzywaliśmy. Odszedłem nie dlatego, że kogoś miałem. Odszedłem, bo już nie byłem w stanie tego wytrzymać. Kilka lat później związałem się z Sophie, czyli dziewczyną z książki. Występuje pod prawdziwym imieniem. Pytałem, czy chce, żebym je zmienił, powiedziała, żebym zostawił. I ten związek, mimo że na początku wydawał się idealny, też się rozpadł.

― Opisuje pan to w każdym szczególe. To miał być rodzaj terapii?

― Oczywiście, to nie był jedyny powód napisania «Powieści», chodziło też o względy czysto literackie. Ale tak, to była terapia, i to bardzo skuteczna. Po napisaniu tej książki czułem się tak, jakbym wreszcie zrzucił z siebie jakiś gigantyczny ciężar, który przygniatał mnie do ziemi, który nie pozwalał mi iść.

― A Sophie i pana matka ― jak one się czuły, gdy «Powieść rosyjska» ukazała się drukiem?

― Źle, to oczywiste. Sophie, która czytała całą książkę, jeszcze zanim została wydana, najpierw zareagowała spokojnie. Wściekła się dopiero wtedy, kiedy powieść pojawiła się w sklepach i przeczytali ją jej znajomi, rodzina i przyjaciele. Moja matka przez dwa lata w ogóle się do mnie nie odzywała. Przekabaciła też obie moje siostry. Tylko mój ojciec dzwonił do mnie czasem, żeby się dowiedzieć, co słychać. Jestem pewien, że robił to w tajemnicy przed matką.

Jednak nie nastąpiła ta straszna sromota, której spodziewała się moja matka. Owszem, niektórzy mówili jej, że to niedopuszczalne, co zrobił jej syn, inni ― przeciwnie ― przekonywali ją, że ta książka to dowód mojej wielkiej synowskiej miłości. W każdym razie nie doszło do katastrofy. Nikt nie umarł. A mnie ta książka uratowała życie.


Rozmawiała Ludwika Włodek | «WysokieObcasy.pl», 19.10.2012

Emmanuel Carrère

Original:

Ludwika Włodek

Emmanuel Carrere ― dlaczego Francuz z zacnej rodziny napisał książkę o włóczędze i faszyście?

// «WysokieObcasy» (pl),
19.10.2012