»LIMONOW«


von
Emmanuel Carrère



Die unautorisierte Webseite zum Buch.
Von den Machern von Limonow.de

zurück

Limonow da się lubić

Wszystkie wybory polityczne mojego bohatera powodowane są jego ego. O Rosji myśli podobnie jak Putin. Mimo to obwołał się jego wrogiem, bo tak łatwiej mu grać swoją rolę — mówi Emmanuel Carrere, autor francuskiego bestsellera «Limonov», który kilka dni temu został nagrodzony prestiżową Prix Renaudot.

— Eduarda Limonowa, założyciela Partii Narodowobolszewickiej, której ogoleni na łyso działacze urządzali marsze z pochodniami pod sztandarem nawiązującym do symboliki radzieckiej i nazistowskiej, w Polsce nazywano «jedną z najobrzydliwszych postaci współczesnej Rosji». Pan tymczasem napisał o nim książkę. Dlaczego?

— Uważam się za portrecistę, a Limonow to świetny model do portretu, wyrazisty i pełen sprzeczności. Poznałem go w Paryżu w latach 80., gdy był skandalizującym pisarzem. Byłem nim wtedy zafascynowany, bo żył tak, jakby chciał żyć każdy mały chłopiec, jak awanturniczy bohaterowie powieści Dumasa, w którego książkach obaj zaczytywaliśmy się w dzieciństwie. Była w nim pasja, energia i wola walki.

Wiele lat później natknąłem się na niego zupełnie przypadkiem. W 2006 r., tuż po zabójstwie dziennikarki Anny Politkowskiej, pojechałem do Moskwy pisać o niej reportaż. Przez kilka tygodni obracałem się w kręgu jej przyjaciół, obrońców praw człowieka i wytrwałych krytyków Putina. Namówiony przez nich poszedłem na milczący wiec, jaki organizowali co roku ku czci poległych w szturmie OMON-u na opanowany przez czeczeńskich terrorystów teatr na Dubrowce. Tam zobaczyłem Limonowa. Moi znajomi dysydenci mówili o nim w samych superlatywach. Wtedy Limonow był już liderem antyputinowskiej opozycji. Miał za sobą ponad dwa lata odsiadki, skazano go na podstawie najprawdopodobniej sfabrykowanych dowodów za nielegalną próbę kupna broni. Ramię w ramię z mistrzem szachowym Garrim Kasparowem założył koalicję prodemokratycznych ugrupowań Inna Rosja. Za to wszystko wielu demokratów skłonnych mu było zapomnieć marsze z pochodniami i faszyzujące gesty. Chwaliła go nawet sama Elena Boner, wdowa po Andrieju Sacharowie.

— Tymczasem, jak wynika z pana książki, nikt tak nie wkurzał Limonowa jak właśnie dysydenci, w tym sam Sacharow.

— To prawda. Limonowowi imponowała potęga ZSRR. Wychował się w rodzinie, którą ominęły wszystkie większe konwulsje wstrząsające jego radziecką ojczyzną. Na zawsze pozostał nieodrodnym dzieckiem swojego ojca, szeregowego czekisty. Do dziś wierzy, że w opowieściach o Gułagu jest sporo przesady. Nie przypadkiem jego nacbole na wiecach skandowali: «Stalin, Beria, Gułag». Powodowała nim i jego podopiecznymi nostalgia za minioną świetnością i nieświadomość okrucieństw, jakich dopuszczały się komunistyczne władze. Uważali, że 20 milionów ofiar stalinowskiej polityki to gadanie intelektualistów.

— Czytając pana książkę, miejscami miałam wrażenie, że uwierzył pan nacbolom. Relacjonując swoje spotkanie z Zacharem Prilepinem, rosyjskim pisarzem i członkiem partii Limonowa, pisał pan: «Dzieciństwo przeżyli jeszcze w ZSRR i było ono lepsze niż ich lata młodzieńcze i początek dorosłości. Z czułością i nostalgią wspominali czasy, gdy wszystko miało sens, kiedy miało się niewiele pieniędzy, ale nie było także specjalnie co za nie kupić, gdy bloki były dobrze utrzymane, a mały chłopiec mógł z dumą patrzeć na swojego dziadka, który był najlepszym traktorzystą w kołchozie».

— Nie chciałem idealizować rzekomych dobrych stron ZSRR. Obca mi jest wszelka nostalgia za komunizmem. Przytaczam to, co powiedział mi Prilepin, bo wydał mi się człowiekiem z gruntu uczciwym i prawym. Uznałem, że pokazując jego sposób myślenia, ułatwiam czytelnikom zrozumienie tego, co działo się w Rosji w latach 90.

Limonow założył swoją partię, bazując także na tej nostalgii. To było wtedy powszechne uczucie w Rosji, co tłumaczy, że wokół niego gromadzili się nie tylko tępi siepacze, ale także wrażliwi młodzi ludzie.

— Przytacza pan słowa Prilepina, że pismo «Limonka» — organ partii założony i redagowany przez Limonowa — oraz nacbole to była jedyna kontrkultura Rosji.

— Tak rzeczywiście było. W partii Limonowa swoje miejsce odnajdywali także domorośli autorzy komiksów i punkowcy. Ciągnęli do niego najwięksi dziwacy z całej Rosji, tak jak piszę w książce: «sataniści z Irkucka, Hell's Angels z Wiatki, sandiniści z Magadanu».

— Napisał pan o Limonowie: «Jedno trzeba przyznać temu faszyście: kocha i zawsze kochał mniejszości. Wolał chudych niż grubych, biednych niż bogatych, zaprzysięgłych łajdaków, którzy zdarzają się rzadko, od cnotliwych, których jest na pęczki. I niezależnie od wszystkich zakrętów i niespodziewanych zwrotów akcji w jego życiowych wyborach jest jedna prawidłowość, zawsze, naprawdę zawsze, stawał po ich stronie».

— Bo to faktycznie jest faszysta. Nie chciałem go wybielać, chciałem tylko pozwolić zrozumieć niektóre jego wybory. Uznałem, że jest swoistym emblematem czasów, w jakich mu przyszło żyć.

Od mniej więcej dziesięciu lat dużo podróżuję po Rosji. Fascynuje mnie ten kraj. Już dawno mnie kusiło, żeby napisać coś o dzisiejszej Rosji. Życie Limonowa wydało mi się świetnym pretekstem do takiej opowieści. Opisując jego kolejne perypetie, chciałem jednocześnie pokazać wszystkie zakręty najnowszej historii Rosji.

— Jednak pańska książka to nie tylko polityczny portret Limonowa.

— No pewnie, zresztą nawet nie chciałbym czegoś takiego napisać. Nie uważam Limonowa za szczególnie zdolnego ani przenikliwego polityka. Jego wybory polityczne podyktowane były raczej jego ego, a nie jakimiś twardymi poglądami.

Najlepiej ilustruje to stosunek Limonowa do Putina. Gdyby analizować jedynie poglądy obu panów, miejsce Limonowa byłoby raczej po tej samej stronie barykady. Wiele ich łączy. Na motto mojej książki wybrałem cytat z Putina: «Ten, kto chce odbudować komunizm, nie ma rozumu, ten, który go jednak nie żałuje, nie ma serca». Limonow myśli podobnie. Powinien był poprzeć Putina, ale doskonale wiedział, że w obozie władzy byłby tylko szeregowym klakierem, nie miałby jak zabłysnąć. Dlatego obwołał się najzacieklejszym wrogiem Putina. To pozwoliło mu grać rolę prawdziwego bohatera.

— A poparcie Limonowa dla Serbów w czasie wojen jugosłowiańskich z czego wynikało?

— Limonow obracał się w Paryżu w środowisku intelektualistów wydających pismo «L'idiot International». To specyficzne towarzystwo. Postawili sobie za cel obalanie tabu, ciągłe sprzeciwianie się większości, wyśmiewanie najświętszych prawd i walkę z poprawnością polityczną. Na początku lat 90. sympatia większości Francuzów była raczej po stronie Chorwatów, a potem także Bośniaków.

Limonow zawsze był przekorny. Uwielbiał robić inaczej niż większość, za chlubę poczytywał sobie, że umie iść pod prąd, że nie zachowuje się tak jak intelektualiści, którymi pogardzał. Oczywiście w opowiedzeniu się po stronie Serbów odegrała też rolę jego panslawistyczna i wielkoruska orientacja. Postrzegał ich jako ideologicznych sprzymierzeńców w walce z zepsutym Zachodem. Jako braci.

Nie bez znaczenia był także przypadek. Pojechał do Belgradu na samym początku konfliktu. Serbowie zaproponowali mu, żeby towarzyszył im w marszu na Vukovar. Limonow całe życie marzył, jak mały chłopiec, żeby zasmakować wojny, tego rzekomego męskiego braterstwa, przygody. I u boku swoich druhów Serbów dostał dokładnie to, czego chciał. To nastawiło go w określony sposób do całej wojny.

Przyznam, że właśnie ten epizod w życiu Limonowa najbardziej mnie odrzuca. Gdy dotarłem do opisywania jego wojennych przygód w byłej Jugosławii, strzelania w stronę okupowanego Sarajewa, bratania się z Karadżiciem i «Arkanem», byłem bliski porzucenia zamiaru napisania książki. Zostawiłem ją na wiele miesięcy.

— Jak pan pisał tę książkę? W dużej mierze opiera się pan na relacjach samego Limonowa.

— Limonow całe życie pisał głównie o sobie. Założyłem, że to, co pisał, jest prawdziwe. Po pierwsze dlatego, że jest on raczej człowiekiem z niewielką wyobraźnią. Poza tym dlatego, że jest ekshibicjonistyczny, nigdy nie wstydzi się opowiadać, nawet o rzeczach, które nie przynoszą mu chluby.

A więc czytałem jego książki, robiłem notatki, a potem opisywałem to własnymi słowami. Tam, gdzie mogłem posłużyć się dodatkowym świadectwem, robiłem to. Na przykład w przypadku Sarajewa. Ale są momenty życia Limonowa, przy których właściwie nie było świadków. Wtedy zdawałem się na własną wyobraźnię, odtwarzałem sceny, tak jak sądziłem, że mogły wyglądać. O niektóre sprawy pytałem go osobiście. Nie mam podstaw, by mu nie wierzyć, choć w kilku miejscach zaznaczyłem, że mogło być inaczej.

Nie miałem ambicji napisania biografii w stylu amerykańskim, w której udokumentowany jest każdy szczegół. Moja książka to jednak powieść, choć jej bohaterem jest żywy człowiek.

— Pod koniec opisuje pan swoje ostatnie spotkanie z Limonowem. Wreszcie zapytał, dlaczego pisze pan o nim. Pan odpowiedział, że to ze względu na jego pasjonujące życie. On na to: «Gówniane życie». Uważa go pan za osobę przegraną?

— Trudno powiedzieć. W sensie politycznym raczej tak. Ale nie martwi mnie to specjalnie. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby wygrał. Władza w rękach kogoś takiego jak Limonow mogłaby być niebezpieczna.

— Limonow czytał pana książkę. Co o niej myśli?

— Jego miłość własna jest usatysfakcjonowana. Wiem to, bo na jego stronie internetowej zamieszczone są recenzje z książki i linki do tekstów o niej. Ale sam nie chciał mi nic powiedzieć. Napisał mi tylko maila, że powie mi pewnego dnia, co myśli o książce, albo może i mi nie powie. Że tak będzie lepiej.


Rozmawiała Ludwika Włodek | «Wyborcza» (pl), 8 listopad 2011



* Emmanuel Carrere. Ur. 1957 r. w Paryżu. Francuski pisarz, filmowiec i dziennikarz, syn historyczki i sowietolożki Hélene Carrere d'Encausse. Jego najbardziej znane książki to surrealistyczna «La Moustache» (1986), «La Classe de neige» (1995), wydany także po polsku «Przeciwnik» i autobiograficzna «Powieść rosyjska». Jego «Limonov» ukazał się we Francji w czerwcu. Był nominowany do Nagrody Goncourtów, zdobył Prix Renaudot. Największym sukcesem literackim bohatera tej książki była powieść «To ja — Ediczka» (1976) przełożona na kilkanaście języków.

Emmanuel Carrère

Original:

Ludwika Włodek

Limonow da się lubić

// «Wyborcza» (pl),
08.11.2011